Pierwszy Jachtostop & Carnaval

O tym, jak złapałem jacht na Karaiby i rzucając tego samego dnia pracę w hotelu — wygodne łóżko zamieniłem na koję w kabinie dziobowej jachtu i ruszyłem do Ameryki Południowej z pięcioma euro w kieszeni.

JACHT NA DOMINIKANĘ

–  Dzwonić? Powiedział z uśmieszkiem Mariusz..

–  Dzwoń!

–  Cześć Jacek, mam dla Ciebie majtka na pokład. Chłopak chce się ruszyć z Lanzarote, zabierzesz go na Dominikanę? (…)

 

IF

 

Mariusz jest biznesmenem, nurkiem i gościem hotelu w którym pracowałem. Po pracy podszedłem by sobie pogawędzić, a 2 godziny później byłem już częścią załogi na jachcie Jacka. Zbieg okoliczności, że tego dnia obydwoje nurkowali w tym samym miejscu. I odwieczne  szczęście do spotykania takich ludzi na swojej drodze. Na samym początku pojawił się problem – pieniądze. Miałem w kieszeni niecałe pięć euro, a ekipa z jachtu chciała ode mnie 300 euro, bym się dorzucił na jedzenie przez 5-6 tygodni rejsu. Nie od parady ma się szczęście do dobrych ludzi, bo Mariusz stwierdził, że skoro chce to zrealizować – pomoże mi i wpłaci połowę, czyli 150 euro. Rozmawiając w porcie z Jackiem, ten stwierdził, że jak mam 150 euro w kieszeni  – to wystarczy.

Co w końcowym rachunku wychodzi ;

Środki :  – moje 5 euro + 150 euro na rejs od Mariusza.

Koszt :  – 150 euro za rejs

Rozliczenie końcowe :  – jestem 5 euro na plus i płynę około 5 tygodni na jachcie z wysp kanaryjskich na Karaiby – za darmo, jako część załogi. Życie jest piękne!

 

DZIEŃ  ”MINUS  JEDEN”

Czyli jutro wypływamy. Na ostatni wieczór poszedłem z Magdą pożegnać Lanzarote po trzech miesiącach na wyspie. Zaszliśmy na okoliczne plaże Papagayo. Niby nic specjalnego, ale nagle pojawili się ludzie z plecakami.

–  Hej! Jak chcecie się gdzieś tu rozbić na noc  to po lewej stronie plaży jest bardzo fajna jaskinia.

–  Dzięki! Spaliście tam wcześniej? Co tu robicie?

–  Magda tu spała tydzień wcześniej, a tu pracowałem, ale jutro wypływam na Dominikanę.

Na te słowa zdecydowanie poruszyła się druga osoba, która do tej pory nic nie mówiła.

–  Na Dominikanę?  –  usłyszałem delikatny damski głos, a z pod kaptura wyłoniła się ładna blond twarzyczka.

–  Tak, na Dominikanę.

–  A z jakiej miejscowości?

–  Arrecife..

–  I płyniesz polską łodzią?

–  Tak..?

–  To płyniemy na tej samej łodzi !!

Gran Canaria

 

 

Tak właśnie poznałem Inę, moją blond kompankę podróży. Ina chce się dostać na Wyspy Zielonego Przylądka, które są morskim skrzyżowaniem dla szlaków na RPA, Karaiby, USA i Amerykę Południową. Nasza trasa to Lanzarote – Gran Canaria – Wyspy Zielonego Przylądka – Dominikana. Płyniemy więc razem. Do załogi dołączył jeszcze Belg – Gotye, który towarzyszył Inie. Chciał się dostał na Gran Canarię, a to tylko dwa dni rejsu, więc skompresowaliśmy się trochę i płyniemy do Las Palmas.

 

PIERWSZY REJS

–  Wiesz cos o pływaniu na jachtach?

–  eeee.. No nic.

–  To dobrze. Nie lubię takich, którzy myślą, że coś wiedzą.

Maciek i Anita są żeglarzami. Kiedyś pracowali na zalewie Zagrzyńskim pod Warszawą jako instruktorzy i mocno stąpają swoimi ścieżkami. Kiedy padło hasło ”wypływamy”,  od razu musiałem umieć poprawnie zawiązać i odwiązać linę na knadze. Nie ważne, że jeszcze nie wiedziałem gdzie i po co jest knaga, ale jedno było pewne  –  wrócę z konkretną wiedzą.

 

Wieczory z kabiny

 

Przedni żagiel leniwie łapie wiatr i płyniemy z azymutem na Gran Canarię. Tą część podróży najchętniej nazwałbym  ”walka z błędnikiem”. Wyobrażenia z podróży były piękne dopóki nie spróbowałem tego na wzburzonym oceanie, bo prawda jest brutalna; zbyt duże fale sprawiły, że jak straci się ze wzroku horyzont – błędnik szaleje. Kwestia horyzontu jest na tyle poważna, że schodzenie pod pokład zazwyczaj kończy się hołdem dla Neptuna za burtę. Tylko jak w takich warunkach przygotować obiad i jak spać? Najtwardsza z nas wszystkich jest Anita. W czasie rejsu kuchnia należy do niej, bo tylko ona jest w stanie wytrzymać pod pokładem nie żygając po 30 sekundach. Wszyscy poza Anitą i mną śpią na pokładzie. Choć też bym wolał spać przy sterze, ale wziąłem ze sobą cieniutki śpiworek, co na środku oceanu znaczy – sio do środka!

 

Sternicy :)

 

Cały etap przygotowania miejsca do snu dzielę na 3 etapy:

1) Wbiegnięcie do kabiny dziobowej. Przygotowanie koca i śpiwora. Bieg na pokład by zaczerpnąć powietrza i uspokoić błędnik.

2) Wbiegnięcie do kabiny dziobowej. Szybka zmiana ciuchów z dziennych na bieliznę termoaktywną. Bieg na pokład by zaczerpnąć powietrza – zazwyczaj w środkowej fazie przebierania się. Hołd Neptunowi za burtę. Wymrożenie organizmu przed snem.

3) Bieg do kabiny dziobowej. Wpęznięcie do śpiwora i jak najszybsze zamknięcie oczu próbując zasnąć.

Niby tylko dwie doby po pierwszej części rejsu, ale jakie szczęście mając stały ląd pod stopą-ą… O-ooo… Coś jest nie tak… Przecież jestem już na lądzie, a ciągle buja.. Nie potrafię stać prosto. Trzymając się czegokolwiek chwiejnym krokiem idę do toalety..

–  Cholera.. Jestem chory.. Na chorobę lądową..

 

 

CARNAVAL

 

Pochody karnawałowe

 

Pierwszy raz w życiu było mi NAPRAWDĘ głupio podczas wielotysięcznej imprezy, że jestem normalnie ubrany. To jak ludzie potrafią się bawić, jest dla naszej polskiej mentalności  –  ciężkie do wyobrażenia. Karnawał to czas kiedy każdy może być kimkolwiek tylko chce. To zdrowe dla naszych głów, gdy na co dzień większość ludzi nie może lub nie jest w stanie robić/być tym kim chce. Podczas karnawału każdy może być każdym i robić wszystko. To czas kiedy głowa ma urlop, a ciało się bawi z innymi na ulicy. Przebrane w przeróżne stroje. Od superbohaterów, przez księżniczki po butelkę keczupu i majonezu. Fantazja ludzka była tu nieskończona. Wieczorem pojawiły się autobusy i ciężarówki zrobione na dyskoteki. Zagłuszając okolicę, z korowodem ludzi za sobą powoli jechały przez miasto robiąc imprezę gdziekolwiek by się nie pojawiły. Karnawał to taniec, to uśmiech i radość, to wolność, a zarazem tradycja.

 

Ulce

 

Siedząc na plaży, ktoś mi powiedział, że na starym mieście jest dziś fajna impreza karnawałowa. Wszyscy muszą być ubrani na biało i będą rzucać kwiatkami. W głowie miałem zgryz – ubrani na biało i rzucają się kwiatkami ?? No, ale karnawał. Inna kultura, niech im będzie. Chcę to zobaczyć. Dziś stukam się w tą głupią głowę. To nie były kwiatki, a mąka! Po angielsku to podobne słowa  ”flower” [flałer] i flour [flałer].  Środkiem ulicy szła orkiestra, a za nią setki ludzi w białych strojach, bez żadnych kolorów obsypując się mąką i talkiem. Biała chmura białych ludzi, tańczących na środku białej ulicy w białą noc.

 

Białe dni

 

Karnawał! Przyjadę tu jeszcze raz! Ale tym razem z walizką przebrań i gotowym na uliczne wyzwania Las Palmas. Chcę się bawić i dzielić radość z tymi ludźmi w pełni. Będąc częścią tego miejsca, a nie tylko obserwatorem, rzucającym się w oczy, bo nie ma przebrania.

 

Wojna na mąkę i talk

 

Imprezowe lawety

 

 

Stop policja!

 

 

drużyna indywidualna

 

Biały deszcz

 

 

D.M.

Ostatnie wpisy

Najnowsze komentarze

Archiwa

Kategorie

Meta

Małajowicz Daniel Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *